Site hosted by Angelfire.com: Build your free website today!


Pyszna - stwierdził mistrz Tozay, owiewając dłonią usta.

    Pokiwałam głową, niezdolna nic powiedzieć, gdy gęste, gorące nadzienie wypełniało mi usta uczuciem pieczenia i zniewalającej słodyczy.

    Bułką wskazał drogę.

    - Tędy dojdziemy do bramy?

    Przełknęłam i dla ochłody wzięłam głęboki oddech.

    - Tak. Wystarczy iść za białymi żaglami do samego końca. - Wskazałam jedwabny baldachim. - Potem trzeba skręcić w prawo i dojdzie się do Bramy Urzędników.

    Uśmiechnął się.

    - Wielkie dzięki. Jeśli kiedyś zapędzisz się wybrzeżem w okolice Kan Po, koniecznie mnie odszukaj. Zawsze możesz liczyć na miłe powitanie. - Z wahaniem położył rękę na moim ramieniu. -Jeśli ten smok ma łeb na karku, jutro wybierze ciebie. - Potrząsnął mną delikatnie.

    I ja się uśmiechnęłam.

    - Dziękuję i szerokiej drogi.

    Kiwnął głową i na pożegnanie machnął bułką, po czym wtopił się w potok ludzi sunących środkiem drogi. Gdy jego rosła postać ginęła wśród niezliczonych kształtów i kolorów tłumu, ulegałam wrażeniu, że zabiera ze sobą moją matkę i ojca. Dwa ulotne wspomnienia mocno już przybladły, pozostał po nich jedynie ślad uśmiechu przypominającego mój uśmiech i zapach mocno opalonej skóry.

ROZDZIAŁ 2

    Dzwon ogłaszał pełną godzinę, kiedy wreszcie podniosłam skobel furtki, za którą znajdowała się kuchnia należąca do domu mistrza. Przy drzwiach składu stała służka Irsa z parobkiem młynarza. Patrzyłam, jak się śmieje i trzyma ręce na biodrach dla podkreślenia ich obfitych kształtów, gdy młody mężczyzna zarzucał sobie na ramię duży wór. Nagle mnie zauważyła i prędko schroniła się w sieni. Jej powściągliwy chichot ustąpił syczącym szeptom. Na pewno mnie obmawiała. Młynarczyk obrócił się, wbił we mnie wzrok i zwinął palce dla ochrony przed złymi mocami. Odwróciłam wzrok i bez pośpiechu zamknęłam furtkę. Pomyślałam sobie, że lepiej poczekać, aż wejdzie za Irsą do składu.

    Kiedy dziedziniec opustoszał, pomału ruszyłam dróżką do kuchni. Ogrodnik Lon na klęczkach naprawiał niski bambusowy płot, otaczający Słoneczny Ogród. Przechodząc, pozdrowiłam go kiwnięciem głowy, on zaś pomachał mi ubrudzoną ręką. Lon raczej stronił od ludzi, zawsze jednak witał mnie z łagodną uprzejmością, potrafił też uśmiechnąć się do pomywacza Charta. Wszelako jego życzliwość nieczęsto znajdowała naśladownictwo u pozostałych pracowników mistrza. Nasza maleńka społeczność była wyraźnie podzielona: pierwsi wierzyli, że kaleka może zostać lordem Smocze Oko, drudzy nie dowierzali. 


serwis iMac Warszawa


Jedno nie ulegało wątpliwości: majątek mistrza stopniał tak bardzo, że nie starczyłoby pieniędzy na szkolenie kolejnego kandydata. Jeśli następnego dnia nie zapewnię mu honorarium i dwudziestoprocentowej składki, zostanie bez środków do życia. Drzwi do kuchni stały otworem. Przestąpiłam przez podwyższony próg, chroniący dom przed najściem złych duchów. Natychmiast owiał mnie żar z wielkich pieców. Poczułam ostry zapach kolacji mistrza: sosu z kwaśnych śliwek i ryby pieczonej w soli. Kucharz Kuno oderwał wzrok od siekanego białego korzenia.     - A, to ty. - Ponownie skupił się na warzywie. - Mistrz zamówił dla ciebie kleik. - Ruchem wygolonej głowy wskazał garnek zawieszony w palenisku z rożnem. - Nie psiocz na mnie przy jedzeniu, przyrządziłem go według jego wskazówek.  Moja kolacja. Rytuał oczyszczenia dopuszczał jedną miskę kleilcu z prosa przed całonocnymi modlitwami do przodków o pomoc i radę. Kilka miesięcy wcześniej zapytałam mistrza, czy to, że nic nie wiem o przodkach, ma jakieś znaczenie. Przez chwilę mi się przypatrywał, a potem odwrócił się ze słowami: „Ma, i to duże". Mistrz był nader ostrożny. Twierdził, że musimy postępować w całkowitej zgodzie z tradycją Smoczego Oka, inaczej rada przydzieli nam kogoś do nadzoru. Miałam tylko nadzieję, że wspomniany przez starego Hiana przypadek wykorzystania drugiej odwrotnej sekwencji Końskiego Smoka został opisany w historycznych zwojach. I że mistrz odnajdzie go na czas.  Zza dużego, drewnianego stołu kuchennego, stojącego na środku pomieszczenia, doleciał chrapliwy głos Charta. Wołał mnie ze swojej maty przy piecu. naprawa apple iMac w warszawie

    - Czeka na ciebie - rzekł Kuno. - Plącze mi się pod nogami od samego rana. - Z impetem odkroił końcówkę białego korzenia. - Powiedz mu, że nie jestem ślepy i wiem, kto dobrał się do sera.

    Chociaż od jedenastu lat pracowali razem w kuchni, Kuno nadal nie odzywał się do Charta, a nawet nie patrzył na niego. Bał się, że to przyniesie mu pecha.

    Bokiem obeszłam koniec stołu. Dla zachowania równowagi przytrzymywałam się wytartego brzegu, siadając obok Charta na kamiennej posadzce. 

    Postukał mnie po kolanie zakrzywionym paznokciem. Na jego rozdziawionych ustach wolno pojawił się uśmiech.

    - Naprawdę dobrałeś się do sera? - Wykręciłam się, żeby ciężar ciała jak najmniej obciążał bolące biodro.

    Pokiwał głową z wigorem i otworzył dłoń, w której zobaczyłam kawałek brudnej skórki sera. Ruszała mu się grdyka, gdy próbował wydusić z siebie jakieś zdanie. W długiej, męczącej ciszy czekałam na jego słowa.